- Nie licz na to, że Zee zrobił to umyślnie. Więc czemu płaczesz, Maddelyn?- odezwałem się, po czym wyszedłem z krzaków. Łańcuchy brzdękały głośno, a dziwna mgiełka wokół mnie otoczyła również wilczycę. Czuć było strach...
- F-Firoco? Czego chcesz?- wybełkotała, wycierając łapą łzy z lica. Ach, czemu te istoty pokazują emocje? Płacz jest całkiem zbędny. Choć co o tym może wiedzieć taki ktoś jak ja?
- Uświadomić tobie coś. Zee, powtarzam, nie zrobił tego umyślnie. Nie masz na co liczyć.
- C-co? Czyli...- ach, złamała się. Jak miło być zgredem.
- Tak, robisz tylko sobie zbędną nadzieję.- uśmiechnąłem się szyderczo.- Chcesz o tym pogadać?- dodałem po chwili, by bardziej ją dobić. Wilczyca nie odzywała się. Wbiła we mnie swój wzrok.
- Jesteś tylko szczenięciem - on dorosłą Alfą.- syknąłem, po czym odszedłem.
(Narracja Zee)
- I co? Przekazałeś jej to, co ci mówiłem?- spytałem się smoka, kiedy podleciał do mojego drzewa.
- Oczywiście.- uśmiechnął się szyderczo. Jak zwykle coś musiał spieee... Spartolić!
- Agh, ty głąbie!- wrzasnąłem na niego, krążąc w kółko.
- Co? Czemu się wściekasz?- powiedział, jakby nie wiedząc o co chodzi. Pokazałem kły i wywarczałem, cały czas go obserwując.
- Widzę twój debilny wyraz pyska! Biedna Mad, ma złamane serce!
- Ty do tego doprowadziłeś. Jesteś za przystojny.- przewrócił oczami, obracając się. Chciał uciec, menda jedna. Dlaczego zawsze muszę mieć kłopoty przez niego? Później ja za to płacę.
- Ah, no wiem. Ale bez takich mi tu! Chciałem, żeby się rozluźniła.- dogoniłem go, po czym stanąłem po jego prawej stronie.
- Ale teraz wpadła w depresję.- wzbił się w powietrze, a podmuch wiatru powalił mnie na ziemię. Przekląłem pod nosem i wstałem, chwiejąc się. Strzepałem z futra resztki kurzu i rozłożyłem skrzydła. Uniosłem się powoli i poleciałem za zapachem Mad.
Maddelyn? Wybacz, nie mogę nic wymyślić ._.