12 sierpnia 2015

Od Zee do Navedy

Są rzeczy, które już nigdy nie powrócą. Jak jedzenie, towarzysz czy też tereny. Jednak najbardziej potrzebną do życia rzeczą jest rodzina. Mimo tego, że wszyscy piszą, mówią o tym, iż nie da się jej odzyskać, nie warto wierzyć w te słowa. Oni kłamią, mogą sobie wmawiać, "mamy rację".
Ja jestem na sto procent pewien. Pewien tego, że można ją na nowo odzyskać. Dlatego też stworzyłem Ukrytych.
Dla niektórych to szansa na nowe życie, partnerów, szansa na nowy dom. Dla mnie to szansa ponownej rodziny...

~*~

Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Migotały dziś wyjątkowo słabo. Od czasu do czasu przesłaniały je szare chmury. Jednak nie na tyle szare, by zwiastowały deszcz. Po Dolinie Skalistej roznosiły się rozmaite dźwięki. To wiatr szumiał między krzewami, dzikie psy zawodziły, albo ktoś wspinał się po ogromnych, szpiczastych niczym wieżyczki skałach, zwalając kamienie.
- Za kilkanaście minut powinno być widno.- powiedziałem sam do siebie, gapiąc się na horyzont. Gwiazdy zanikały, a na niebie pojawiała się ognista smuga. Posadziłem zad na zimnej ziemi i czekałem na słońce. Wiele razy słyszałem o Duchu X. Nieśmiertelny mag mieszkający tutaj, odkąd sięga pamięcią, widział na tych terenach czarną, smukłą postać. A jest on dość stary, ma ponad 140 lat. Podobno raz z nim rozmawiał. Dowiedział się od niego ciekawych rzeczy. Jednak kilka minut po wschodzie słońca rzucił się na niego, prawie zabijając. Chcę rozwiązać tą tajemnicę... Bo i tak nie mam nic do roboty. A zabicie mnie zajmie mu trochę czasu, więc nie będzie się nudzić.
Pierwsze promienie ognistej kuli padały mi na pysk. Poczułem nagły przypływ zmęczenia- nocne koczowanie dało mi w łeb. Powieki kleiły się, mózg mówił "śpij". Jednak ciało pokazywało im faka i nie pozwalało na to.
- I...Le mam tu... czekać...?- ziewnąłem, otwierając szeroko paszczę. Po co to w ogóle robię?
- Krótko.- odezwał się donośny, gruby głos. Odruchowo odwróciłem się, węsząc. Nikogo nie widziałem. Ponownie skierowałem wzrok na wschód.
- Nie przedstawisz się? Brudnymi łapami jeszcze włazi na mój teren, za grosz szacunku.- koło mnie ponownie ktoś przemówił. Kątem oka zauważyłem czarnego stwora po mojej lewej.
- Yah!- pisnąłem, odskakując. Przyjąłem pozycję bojową i spytałem- Ty jesteś X?- obcy kiwnął łbem.

- Wolałbym, żebyście mówili mi po imieniu.- westchnął.- Ale tak, to ja.- dodał po chwili.
- My?- podniosłem brew. Liczba mnoga? Ktoś mnie śledzi?
- Tak, wy. Wilki, lisy, wróble smoki demony!- warknął, kopiąc jakiś kamień.
- Więc jak się zwiesz?- moje rysy złagodniały, jednak nadal byłem czujny. Słońce wschodziło coraz wyżej, czas mi się kończy!
- Reveth, prościej Ren.- na jego pysk wgramolił się dziwny uśmiech.
- Dlaczego straszysz? Dlaczego tylko teraz jesteś łagodny i nie zabijesz mnie?- dopytywałem się. Ciekawość ze szczenięcych lat powróciła.
- Nie wszystkich próbuję zabić.- wytłumaczył. Ta odpowiedź zbiła mnie z tropu.
- A Shougun?
- Ten porąbany mag? Denerwował mnie. Tak jak wszyscy inni.
- Czyli tylko ze mną rozmawiasz normalnie?
- Na obecną chwilę tak.
- Ale czemu rano? Czemu tylko wtedy nie polujesz na innych?
- Poranek jest naprawdę piękny. Ten widok, cisza... Roztapiają moje demonie serce.- po tych słowach wiatr ustał, jakby na zawołanie ptaki ucichły, jak i reszta dźwięków.
- Przysiądź bliżej.- rzucił nagle. Zmieszany ruszyłem z miejsca, na którym stałem i podszedłem bliżej, aczkolwiek niepewnie do Reveth'a.
- Zaproponuję Ci coś. Zaciekawiłeś mnie, Zee.- skąd zna moje imię? Wiele pytań i myśli kłębiło mi się w głowie, lecz nie mogłem wydusić ani jednego słowa.- Gdy będziesz miał kłopoty, zawyj. Będę wiedział, że to ty i przybędę. Pamiętaj jednak, pojawię się tylko raz. Potem wszystko wróci do normy.- przymknąłem powieki. Sam X zaproponował mi "przyjaźń"? Nie wiem...
Wiatr muskał moją sierść, a ptaki ponownie wznowiły swoje radosne trele. Otworzyłem ponownie oczy.
- Hej, Reveth. Czy ty...- nie dokończyłem. X i jego zapach zniknęły. Tam gdzie stał, leżało czarne pióro. Nie posiadało żadnego zapachu.
- Hallo!? HALLO!? Hej, zgubiłam się w tym labiryncie, hallo!?- jakaś wadera zepsuła cały nastrój. Pewnie zabłądziła w labiryncie, jak reszta stworzeń. Jej zapach był intensywny- jest blisko.
Zeskoczyłem ze skały i z gracją kota wylądowałem miękko na ziemi. Samica zbliżała się.

Naveda? Brak pomysłów :I