25 sierpnia 2015

Od Zee Do Maddelyn

Wataha istnieje już kilka dni, a pojawiło się już parę członków. Chcąc zasmakować wolności, dołączyli. Jednak jeszcze żaden nie wzbudzał u mnie zainteresowania. Potem zjawił się Daniel, dorównujący mi wzrostu. Na parenaście dni ponownie zapadła cisza.

~*~

Szlajając się bez celu po Dolinie Smoków, rozmyślałem nad tym, jak skończy się moja znajomość z Firoco. No niby zabierze mi duszę, ale co po tym? Przestanę istnieć na dobre? Wszyscy zapomną o mnie? Takie pytania zaprzątały mój łeb, nie dając mi spokoju. A po ostatnim spotkaniu z Revethem, w ogóle mam mętlik w głowie. Wezwać? Ale kiedy? Czy zdążę?
Usiadłem na największej skale. Było z niej widać całą Dolinę, a drzewo rosnące tuż obok sprawiały, że wilka ciarki przebiegały z zachwytu. Rozłożyłem skrzydła i przymknąłem oczy, uśmiechając się lekko. Scena niczym z Titanica, tylko bez drugiej osoby.
- Chcesz skoczyć?- odezwał się za mną nieznajomy głos, należący do jakiejś wadery. A, jednak nie, teraz role są odwrócone. Ocknąłem się z transu i odwróciłem się łbem w jej stronę.
- A czy tak wyglądam?- podniosłem brew.
- Raczej tak.- uśmiechnęła się lekko.
- Zatem...- na mój pysk również wdarł się zdradziecki, zarazem dziwny uśmieszek. Przechyliłem się do tyłu i spadłem ze skały.
- H-Hej!- wydarła się, podbiegając do miejsca, w którym stałem.- Ej, no! Dlaczego skoczyłeś!?- wysapała, spoglądając w dół. Ja szybowałem w dole pod skałą tak, aby mnie nie zauważyła. Chwilę później wzbiłem się w powietrze i wylądowałem za nią z hukiem odrzutowca.
- Przestraszyłaś się, królewno? Martwi Cię los nieznajomego?- wadera podskoczyła, i pisnęła coś w stylu "Zgiń przepadnij, siło nieczysta!".
- Jesteś nienormalny!?- krzyknęła, obracając się w moją stronę.
- Wyglądam na takiego?- ponownie spytałem się, a wilczyca prychnęła głośno,
- Już się na to nie nabiorę.- strzeliła focha.
- Tylko mnie nie zastrzel!- padłem na ziemię, kryjąc łeb w łapach.
- O co ci chodzi?- zdjęła mi łapy z pyska, spoglądając mi w oczy.- A mogę chociaż wiedzieć jak ma na imię niedoszły samobójca?- dodała z uśmiechem.
- Zee, droga panno.- odpowiedziałem, wstając.- A twoje?
- Madde...- nie dokończyła. Z daleka słychać było wielki ryk, zbliżający się z zawrotną prędkością.
Nagle zza góry w niebo wystrzelił jakiś pocisk. Skierował się na nas, wydając dziwne dźwięki. Chwilę później zza Madd pojawił się wielki smok z łańcuchem na szyi. Trzymał coś w pysku. Jakieś nieżywe truchło. Bo jakie jeszcze może być?
- Aj! Zee, zrób coś! On trzyma Grumpy'ego!- krzyknęła, potrząsając mną. Wyszeptałem coś, a smoczysko posłusznie położyło tego Grumpy'ego na ziemię. Była to krzyżówka kota z... Sową?
- Plątał się koło naszych terenów.- mruknął obojętnie.
- Firoco, mówiłem, nie zjadaj kolacji, jeżeli nie ma takiej pory!- syknąłem na niego.
- YAACH! Me życie zostało zakończone! Powiedzcie moim dzieciom i żonie, że ich kochałem! Yach, widzę mamę... Mamusiu, dlaczego mnie zostawiłaś...?- odezwało się truchło, machając łapami. Ponownie zamarł. Scena niczym z Hamleta.
- Ty NIE masz dzieci! Tym bardziej żony!- powiedziała poważnym tonem Madd. Nie mogłem się nie zaśmiać. Parsknąłem głośno i oparłem się o łapę Firoco. Odepchnął mnie delikatnie, warcząc. Spiorunowałem go wzrokiem.
- Ha ha ha, rzeczywiście śmieszne.- zaczął udawać, że się cieszy.
- Nooo. grzeczne smoczysko! Jednak będzie dzisiaj kolacja!- kąciki jego pyska podniosły się.- Ale dla mnie!- dokończyłem. Wnerwiony Firoco pacnął mnie ogonem, a ja zaliczyłem glebę.
- Więc, jak się w końcu zwiesz?...- mogła mnie nie zrozumieć, bo ktoś, nie powiem kto, wepchał mi tonę ziemi do ust!
- Maddelyn?- wydukała po chwili.- Zgaduję, że smok jest twój?
- Zee chyba bardziej należy do mnie.- wytłumaczył Firoco.
- Eee! Błędna odpowiedź, drużyna Firoco Cwel nie przechodzi do następnej rundy, za to  Zee to najlepszy gość! wygrywa!- uciszyłem go.- Uch... Wracając do rzeczy, czego tu szukasz, Maddelyn?
- Słyszałam, że jest tutaj wataha.
- Owszem, i jest. Co w tym związku?
- Chcę dołączyć...- Ah, kolejny do kolekcji! Zmierzyłem ją wzrokiem. Dawno nie widziałem tak drobno zbudowanej wadery. No cóż, niby mogą takie być, ale żeby aż taka mała? Chyba to przez mój wzrost. Jest też druga opcja- krzywo myślę.
- Niech ci będzie, zlituję się nad Tobą. W ogóle, ile masz lat?
- Dwa. I równo sześć miesięcy.- zamurowało mnie. Jednak jestem zdrowy!
- Toż to szczeniak!- odezwał się po chwili smok.
- Cóż, ja dorosłem w wieku dwóch lat... Powiedz mi, drogie dziecko, jakie masz zdolności?
- Dyplomatyczne... Panuję też nad elektrycznością.- odpowiedziała.
- Ach, więc zarezerwuję dla ciebie stanowisko posłańca.- powiedziałem po chwili namysłu.- Więc witaj w Ukrytych!


Maddelyn? Słabo mi wyszło :v