- Wszystko w porządku? - spytałem zdziwiony, mierząc samicę wzrokiem.
- Eh... tak, tak. - odpowiedziała zmieszana, po czym z dziwnym wyrazem pyska odeszła, wymijając mnie i pobiegła w las. Zdziwiło mnie jej zachowanie jeszcze bardziej, kiedy mruczała coś pod nosem o mnie i o sobie. Coś mi tu nie gra...
- Ayaa! Ja chcę na dół, głupie smoczysko, zdejmij mnie stąd, bo żygnę swetrem!- darł się z nieba ten Grumpy. Firoco niósł go na grzbiecie, a samiec kurczowo trzymał się go by nie spaść. Smok dał nura w dół i wylądował przede mną. Półżywy stwór spadł na ziemię, ponownie umierając na godzinę. Albo dwie... Huh. Mógłby równie dobrze w ogóle się nie budzić.
- Idź za Maddelyn. Albo leć. Coś mi w niej nie pasuje. Dziwnie się na mnie patrzy...- chciałem dokończyć, że pewnie mnie poćwiartuje, zje i ugotuje, ale towarzysz przerwał mi brutalnie.
- A-a-a, ktoś tu starucha naszego polubił.- zaśmiał się cicho Firoco.
- Jeszcze czego! To szczeniak, sam mówiłeś...- ponownie nie dał mi się wysłowić.
- Ale wiesz, jeżeli tego nie zaakceptujesz, może się pociąć. Tak robią teraz nastolatki.
- Bo ci uwierzę! Za dużo "Trudnych spraw" się naoglądałeś!- prychnąłem i szybkim krokiem do swojego mieszkanka. Ach. Zaraz jesień, a upały są... Pożywienia jest też za mało.
SZAST!
Zasnąłem jakieś cztery godziny temu. Słońce zaszło już dawno, a tu harcują jakby się paliło!
- Ejże, ciszej tam!- syknąłem na tyle głośno, by chuligan to usłyszał. Po chwili odezwał się znajomy głos.
- Zee? Jesteś tam?- Mad zajrzała do mnie.
- Och, Maddelyn!? Dlaczego tak tutaj hałasujesz?- wstałem powoli, po czym otrzepałem się.- Potrzebujesz czegoś?- dodałem, podchodząc do niej. Maddelyn wyszła z drzewa i stanęła na zewnątrz, wskazując łbem na miejsce obok. Dawała mi znak, żebym również wyszedł. Posłusznie podreptałem do niej.
- Nie mogę zasnąć.- odezwała się po chwili. Wbiła wzrok w ziemię, jakby się wstydziła.
- Nowe miejsce? Znam to.- uśmiechnąłem się ciepło. Złapałem ją łapą za podbródek i podniosłem do góry, patrząc w jej oczy.
- Dobrze...- odpowiedziała. Ruszyłem w stronę lasu i zniknąłem w krzakach. Samica skoczyła za mną. Przedzieraliśmy się przez chaszcze i nie wiadomo co, aż w końcu trafiliśmy na czystą ścieżkę.
Podczas marszu przez puszczę rozmawiałem z nią o wszelakich rzeczach. Była trochę nieśmiała, lecz rozluźniła się w końcu.
- Nie pokazałem ci jednego miejsca.- powiedziałem, kiedy byliśmy już prawie u celu.
- Taaak, jakiego?- spytała się z tajemniczym wyrazem pyska.
- Fioletowe Skały.- wlazłem między krzew i zniknąłem jej z pola widzenia.
- Zaczekaj!- sapnęła, idąc za mną. Kiedy dotarła na miejsce, zamurowało ją.
Stałem na fioletowym moście nad strumieniem, płynącym na purpurowych skałach. Tuż nad nim latały świetliki, z nieba patrzył na nas księżyc, a liście Granatowej Brzozy szumiały cicho.
- Chodź.- zawołałem łagodnie, siadając na poręczy.
Maddelyn? Ahm, brak pomysłów x(