30 sierpnia 2015

Od Zee CD Maddelyn

(Narracja Firoco)

- Nie licz na to, że Zee zrobił to umyślnie. Więc czemu płaczesz, Maddelyn?- odezwałem się, po czym wyszedłem z krzaków. Łańcuchy brzdękały głośno, a dziwna mgiełka wokół mnie otoczyła również wilczycę. Czuć było strach...
- F-Firoco? Czego chcesz?- wybełkotała, wycierając łapą łzy z lica. Ach, czemu te istoty pokazują emocje? Płacz jest całkiem zbędny. Choć co o tym może wiedzieć taki ktoś jak ja?
- Uświadomić tobie coś. Zee, powtarzam, nie zrobił tego umyślnie. Nie masz na co liczyć.
- C-co? Czyli...- ach, złamała się. Jak miło być zgredem.
- Tak, robisz tylko sobie zbędną nadzieję.- uśmiechnąłem się szyderczo.- Chcesz o tym pogadać?- dodałem po chwili, by bardziej ją dobić. Wilczyca nie odzywała się. Wbiła we mnie swój wzrok.
- Jesteś tylko szczenięciem - on dorosłą Alfą.- syknąłem, po czym odszedłem.

(Narracja Zee)

- I co? Przekazałeś jej to, co ci mówiłem?- spytałem się smoka, kiedy podleciał do mojego drzewa.
- Oczywiście.- uśmiechnął się szyderczo. Jak zwykle coś musiał spieee... Spartolić!
- Agh, ty głąbie!- wrzasnąłem na niego, krążąc w kółko.
- Co? Czemu się wściekasz?- powiedział, jakby nie wiedząc o co chodzi. Pokazałem kły i wywarczałem, cały czas go obserwując.
- Widzę twój debilny wyraz pyska! Biedna Mad, ma złamane serce!
- Ty do tego doprowadziłeś. Jesteś za przystojny.- przewrócił oczami, obracając się. Chciał uciec, menda jedna. Dlaczego zawsze muszę mieć kłopoty przez niego? Później ja za to płacę.
- Ah, no wiem. Ale bez takich mi tu! Chciałem, żeby się rozluźniła.- dogoniłem go, po czym stanąłem po jego prawej stronie.
- Ale teraz wpadła w depresję.- wzbił się w powietrze, a podmuch wiatru powalił mnie na ziemię. Przekląłem pod nosem i wstałem, chwiejąc się. Strzepałem z futra resztki kurzu i rozłożyłem skrzydła. Uniosłem się powoli i poleciałem za zapachem Mad.

Maddelyn? Wybacz, nie mogę nic wymyślić ._.

27 sierpnia 2015

Szamanka Sillith!


Sillith

'Co stracone, nie odzyskasz. Co zgubione, już nie wróci. Co oswoisz, to zostanie' Sillith, choć najczęściej przedstawia się obcym jako 'A czyż imię to nie tylko smętny zbitek sylab?'

Pseudonim: 'Czy trzeba mieć mi imię? Jestem jedynie takim samym wilkiem, jakim każdy jest' Nazywaj ją jak chcesz.
Wiek: Nieco ponad trzy i pół roku, choć wygląda na sporo młodszą.
Płeć: A czyż smukła sylwetka i przepełnione gracją ruchy nie wskazują na waderę?
Rasa: Zmora Nekromancji
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Szamanka
Urodziny: Lato
Towarzysz: Jay
Charakter: Sillith jest typową pesymistką. Ma zapędy filozoficzne, umie przesiadywać całymi dniami nad strumieniem i rozmyślać nad sensem życia. Sillith cechuje wyjątkowe chamstwo i złośliwość. Jeszcze nigdy nie uległa prawdziwej miłości ani nie czuła do kogoś sympatii. Potrafi zachować, przynajmniej pozornie, zimną krew w każdej sytuacji. Nie płacze, bo jeśli już potrzebuje się rozpłakać, to budzi się w nocy i nie płacze, a wyje. Próbuje jednak zachować wewnętrzny spokój nawet w najtrudniejszej sytuacji. Jeżeli okaże się, iż Sillith cię nienawidzi, okaże ci o ona dosyć szybko. Nie wiadomo, niestety, czy ta sama prawidłowość występuje w przypadku miłości lub sympatii do kogoś.
Znaki szczególne: Kolczasta obroża i krótkie, czarne włosy.
Moc
  • Ostatni widok. Przed oczami upatrzonego przez Sillith wilka pojawiają się jego największe lęki, zaś on sam zapada w stan podobny do śpiączki. Jest jednak w pełni świadom, ale nie może się ruszać.
Zauroczenie: 'A czy zauroczenie i partnerstwo to nie tylko chore uczucie, podobne do strachu? Ależ tak, dlatego właśnie go poszukuję'
Partner: -
Rodzina
  • Haru - opiekuńcza matka, wadera o futrze czarnym jak noc, a oczach błękitnych jak bezchmurne niebo.
  • Jay - jej ojciec, morderca, fałszywy i chamski basior.
  • Fhuum - Siel nie pamięta jej zbyt dobrze, jednak wie, iż była jej siostrą.
Inne zdjęcia: -
Sterujący: Sinethe

Od Maddelyn CD Zee

Podeszłam do niego lekko onieśmielona. Wychyliłam się przez poręcz, spoglądając w wodną toń.
-Tu jest nieziemsko... - wyszeptałam sama do siebie. Zee chyba mnie usłyszał, bo odpowiedział:
- Poczekaj, aż przyjdziesz tu w pełnię księżyca. Wtedy jest tu jak w bajce. - uśmiechnął się lekko. Nie odpowiedziałam. Nie ufałam własnemu głosowi. Usiadłam obok niego, i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jego łapę na mojej. Wzdrygnęłam się. Szybko ją zabrał. Siedzieliśmy tak chwilę, aż w końcu Zee zdecydował się przerwać ciszę.
-Maddie, ja... -Nie dokończył, ponieważ musiał ratować mnie przed upadkiem do rzeki, gdy poślizgnęłam się. Złapał mnie za skórę na karku, co przypomniało mi to, jak służąca mojej matki mnie tak nosiła... byłam jeszcze tylko szczeniakiem. Jestem jeszcze tylko szczeniakiem. Basior trzymał mnie w objęciach.
-Chyba powinnam... em... iść spać. Jestem jeszcze młoda, i wiesz, muszę mieć dużo siły... - Zaczęłam tłumaczyć. Chyba zrozumiał aluzję.
-Ach, tak... - zmieszał się. Zaczęłam iść w stronę lasu, a on za mną. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
***
Gdy doszliśmy na polankę, pożegnaliśmy się cicho, tak, by nie zbudzić nikogo innego, po czym rozeszliśmy się w różne strony. Położyłam się z dala od innych wilków, po czym zaczęłam płakać. Z ogólnego smutku. Szkoda tylko, że nie zauważyłam żółtych ślepi, wpatrujących się we mnie z krzaków.

Zee? Czyżby to był jakiś smok? 
 
Ło ło ło. ŁO. Ejże, nie chcę robić z Zee pedofila xd  ~Zee

26 sierpnia 2015

Od Zee CD Maddelyn

Maddelyn wpatrywała się przez chwilę we mnie i w Navedę tępym wzrokiem. Kiedy zauważyłem to odesłałem waderę z powrotem do siebie i ruszyłem ku niej. Ocknęła się, kiedy stanąłem obok.
- Wszystko w porządku? - spytałem zdziwiony, mierząc samicę wzrokiem.
- Eh... tak, tak. - odpowiedziała zmieszana, po czym z dziwnym wyrazem pyska odeszła, wymijając mnie i pobiegła w las. Zdziwiło mnie jej zachowanie jeszcze bardziej, kiedy mruczała coś pod nosem o mnie i o sobie. Coś mi tu nie gra...
- Ayaa! Ja chcę na dół, głupie smoczysko, zdejmij mnie stąd, bo żygnę swetrem!- darł się z nieba ten Grumpy. Firoco niósł go na grzbiecie, a samiec kurczowo trzymał się go by nie spaść. Smok dał nura w dół i wylądował przede mną. Półżywy stwór spadł na ziemię, ponownie umierając na godzinę. Albo dwie... Huh. Mógłby równie dobrze w ogóle się nie budzić.
- Idź za Maddelyn. Albo leć. Coś mi w niej nie pasuje. Dziwnie się na mnie patrzy...- chciałem dokończyć, że pewnie mnie poćwiartuje, zje i ugotuje, ale towarzysz przerwał mi brutalnie.
- A-a-a, ktoś tu starucha naszego polubił.- zaśmiał się cicho Firoco.
- Jeszcze czego! To szczeniak, sam mówiłeś...- ponownie nie dał mi się wysłowić.
- Ale wiesz, jeżeli tego nie zaakceptujesz, może się pociąć. Tak robią teraz nastolatki.
- Bo ci uwierzę! Za dużo "Trudnych spraw" się naoglądałeś!- prychnąłem i szybkim krokiem do swojego mieszkanka. Ach. Zaraz jesień, a upały są... Pożywienia jest też za mało.

SZAST!

Zasnąłem jakieś cztery godziny temu. Słońce zaszło już dawno, a tu harcują jakby się paliło!

- Ejże, ciszej tam!- syknąłem na tyle głośno, by chuligan to usłyszał. Po chwili odezwał się znajomy głos.
- Zee? Jesteś tam?- Mad zajrzała do mnie.
- Och, Maddelyn!? Dlaczego tak tutaj hałasujesz?- wstałem powoli, po czym otrzepałem się.- Potrzebujesz czegoś?- dodałem, podchodząc do niej.  Maddelyn wyszła z drzewa i stanęła na zewnątrz, wskazując łbem na miejsce obok. Dawała mi znak, żebym również wyszedł. Posłusznie podreptałem do niej.
- Nie mogę zasnąć.- odezwała się po chwili. Wbiła wzrok w ziemię, jakby się wstydziła.
- Nowe miejsce? Znam to.- uśmiechnąłem się ciepło. Złapałem ją łapą za podbródek i podniosłem do góry, patrząc w jej oczy.
- Chodź, pokażę tobie fajne miejsce.- zaproponowałem jej spacer po okolicy.
- Dobrze...- odpowiedziała. Ruszyłem w stronę lasu i zniknąłem w krzakach. Samica skoczyła za mną. Przedzieraliśmy się przez chaszcze i nie wiadomo co, aż w końcu trafiliśmy na czystą ścieżkę.
Podczas marszu przez puszczę rozmawiałem z nią o wszelakich rzeczach. Była trochę nieśmiała, lecz rozluźniła się w końcu.
- Nie pokazałem ci jednego miejsca.- powiedziałem, kiedy byliśmy już prawie u celu.
- Taaak, jakiego?- spytała się z tajemniczym wyrazem pyska.
- Fioletowe Skały.- wlazłem między krzew i zniknąłem jej z pola widzenia.
- Zaczekaj!- sapnęła, idąc za mną. Kiedy dotarła na miejsce, zamurowało ją. 
Stałem na fioletowym moście nad strumieniem, płynącym na purpurowych skałach. Tuż nad nim latały świetliki, z nieba patrzył na nas księżyc, a liście Granatowej Brzozy szumiały cicho.
- Chodź.- zawołałem łagodnie, siadając na poręczy.

Maddelyn? Ahm, brak pomysłów x(

Od Maddelyn CD Zee

To prawda, Maddie jest młoda... ale na swój wiek nadzwyczaj dojrzała. Radzę, nie nazywać ją dzieckiem. Nie lubi tego.
***
Phi! Wielkie dzięki, staruszku! - Prychnęłam. Popatrzył na mnie jak na rzadki okaz, widywany tylko w laboratoriach ludzi... co właściwie było prawdą.
- Chodź, zaprowadzę cię na tereny watahy. - Powiedział tylko. Obrócił się na łapie, i poszedł w stronę lasu.
- Pospiesz się, grubasie! - zwołałam do Grumpy'ego, po czym potruchtałam w stronę Zee. Gdy się z nim zrównałam, spytałam o coś, co bardzo mnie ciekawiło;
- A ty? Jaką masz moc? Ta twoja maska służy do czegoś poza straszeniem biednych bezbronnych wilków? - Chyba był już mocno znerwicowany moją obecnością, ponieważ tylko przyspieszył kroku. Postanowiłam, że się zamknę, bo jeszcze wyrzuci mnie, zanim na dobre dojdę do jego watahy.
***
Po pół godzinie przedzierania się przez drzewa, krzaki, stosy liści, kwiatów, oraz innych roślin doszliśmy do mnie zarośniętej części lasu. Zaczęłam się rozglądać. Pomiędzy koronami drzew prześwitywały promienie słoneczne, a pnie, i kamienie porośnięte były mchem. Cóż, oględnie mówiąc, było tu pięknie.
- To Las Północny. - wyjaśnił Zee, widząc moje zainteresowanie. - Tutaj wataha odpoczywa, posila się, spędza czas razem... Widzisz to wielkie drzewo? Jest wydrążone od środka. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, zwykle mnie tam znajdziesz - powiedział, po czym odszedł w stronę swojego "mieszkania". Po drodze zagadał do jakiejś nieznajomej wadery. W pewnym momencie obydwoje wybuchnęli śmiechem. Poczułam ukłucie zazdrości w sercu. Czyżbym... się zakochała? Nie, to niemożliwe. Jestem tu od kilku godzin, a poza tym, on jest ode mnie dużo, dużo starszy... a ja jestem właściwie jeszcze szczenięciem. Nie, chyba po prostu go polubiłam. Nagle zdałam sobie sprawę, że od kilku minut stoję w jednym miejscu obserwując ich. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam nawet, iż Zee zostawił waderę, i zaczął się do mnie zbliżać.
-Wszystko w porządku? - spytał lekko zdziwiony.
-Eh... tak, tak. - odpowiedziałam lekko zmieszana, po czym ominęłam go, i pobiegłam w las. Sama nie wiem czemu, ale teraz chciałam być sama. Czasami jestem kompletną idiotką.

Zee?

25 sierpnia 2015

Od Zee Do Maddelyn

Wataha istnieje już kilka dni, a pojawiło się już parę członków. Chcąc zasmakować wolności, dołączyli. Jednak jeszcze żaden nie wzbudzał u mnie zainteresowania. Potem zjawił się Daniel, dorównujący mi wzrostu. Na parenaście dni ponownie zapadła cisza.

~*~

Szlajając się bez celu po Dolinie Smoków, rozmyślałem nad tym, jak skończy się moja znajomość z Firoco. No niby zabierze mi duszę, ale co po tym? Przestanę istnieć na dobre? Wszyscy zapomną o mnie? Takie pytania zaprzątały mój łeb, nie dając mi spokoju. A po ostatnim spotkaniu z Revethem, w ogóle mam mętlik w głowie. Wezwać? Ale kiedy? Czy zdążę?
Usiadłem na największej skale. Było z niej widać całą Dolinę, a drzewo rosnące tuż obok sprawiały, że wilka ciarki przebiegały z zachwytu. Rozłożyłem skrzydła i przymknąłem oczy, uśmiechając się lekko. Scena niczym z Titanica, tylko bez drugiej osoby.
- Chcesz skoczyć?- odezwał się za mną nieznajomy głos, należący do jakiejś wadery. A, jednak nie, teraz role są odwrócone. Ocknąłem się z transu i odwróciłem się łbem w jej stronę.
- A czy tak wyglądam?- podniosłem brew.
- Raczej tak.- uśmiechnęła się lekko.
- Zatem...- na mój pysk również wdarł się zdradziecki, zarazem dziwny uśmieszek. Przechyliłem się do tyłu i spadłem ze skały.
- H-Hej!- wydarła się, podbiegając do miejsca, w którym stałem.- Ej, no! Dlaczego skoczyłeś!?- wysapała, spoglądając w dół. Ja szybowałem w dole pod skałą tak, aby mnie nie zauważyła. Chwilę później wzbiłem się w powietrze i wylądowałem za nią z hukiem odrzutowca.
- Przestraszyłaś się, królewno? Martwi Cię los nieznajomego?- wadera podskoczyła, i pisnęła coś w stylu "Zgiń przepadnij, siło nieczysta!".
- Jesteś nienormalny!?- krzyknęła, obracając się w moją stronę.
- Wyglądam na takiego?- ponownie spytałem się, a wilczyca prychnęła głośno,
- Już się na to nie nabiorę.- strzeliła focha.
- Tylko mnie nie zastrzel!- padłem na ziemię, kryjąc łeb w łapach.
- O co ci chodzi?- zdjęła mi łapy z pyska, spoglądając mi w oczy.- A mogę chociaż wiedzieć jak ma na imię niedoszły samobójca?- dodała z uśmiechem.
- Zee, droga panno.- odpowiedziałem, wstając.- A twoje?
- Madde...- nie dokończyła. Z daleka słychać było wielki ryk, zbliżający się z zawrotną prędkością.
Nagle zza góry w niebo wystrzelił jakiś pocisk. Skierował się na nas, wydając dziwne dźwięki. Chwilę później zza Madd pojawił się wielki smok z łańcuchem na szyi. Trzymał coś w pysku. Jakieś nieżywe truchło. Bo jakie jeszcze może być?
- Aj! Zee, zrób coś! On trzyma Grumpy'ego!- krzyknęła, potrząsając mną. Wyszeptałem coś, a smoczysko posłusznie położyło tego Grumpy'ego na ziemię. Była to krzyżówka kota z... Sową?
- Plątał się koło naszych terenów.- mruknął obojętnie.
- Firoco, mówiłem, nie zjadaj kolacji, jeżeli nie ma takiej pory!- syknąłem na niego.
- YAACH! Me życie zostało zakończone! Powiedzcie moim dzieciom i żonie, że ich kochałem! Yach, widzę mamę... Mamusiu, dlaczego mnie zostawiłaś...?- odezwało się truchło, machając łapami. Ponownie zamarł. Scena niczym z Hamleta.
- Ty NIE masz dzieci! Tym bardziej żony!- powiedziała poważnym tonem Madd. Nie mogłem się nie zaśmiać. Parsknąłem głośno i oparłem się o łapę Firoco. Odepchnął mnie delikatnie, warcząc. Spiorunowałem go wzrokiem.
- Ha ha ha, rzeczywiście śmieszne.- zaczął udawać, że się cieszy.
- Nooo. grzeczne smoczysko! Jednak będzie dzisiaj kolacja!- kąciki jego pyska podniosły się.- Ale dla mnie!- dokończyłem. Wnerwiony Firoco pacnął mnie ogonem, a ja zaliczyłem glebę.
- Więc, jak się w końcu zwiesz?...- mogła mnie nie zrozumieć, bo ktoś, nie powiem kto, wepchał mi tonę ziemi do ust!
- Maddelyn?- wydukała po chwili.- Zgaduję, że smok jest twój?
- Zee chyba bardziej należy do mnie.- wytłumaczył Firoco.
- Eee! Błędna odpowiedź, drużyna Firoco Cwel nie przechodzi do następnej rundy, za to  Zee to najlepszy gość! wygrywa!- uciszyłem go.- Uch... Wracając do rzeczy, czego tu szukasz, Maddelyn?
- Słyszałam, że jest tutaj wataha.
- Owszem, i jest. Co w tym związku?
- Chcę dołączyć...- Ah, kolejny do kolekcji! Zmierzyłem ją wzrokiem. Dawno nie widziałem tak drobno zbudowanej wadery. No cóż, niby mogą takie być, ale żeby aż taka mała? Chyba to przez mój wzrost. Jest też druga opcja- krzywo myślę.
- Niech ci będzie, zlituję się nad Tobą. W ogóle, ile masz lat?
- Dwa. I równo sześć miesięcy.- zamurowało mnie. Jednak jestem zdrowy!
- Toż to szczeniak!- odezwał się po chwili smok.
- Cóż, ja dorosłem w wieku dwóch lat... Powiedz mi, drogie dziecko, jakie masz zdolności?
- Dyplomatyczne... Panuję też nad elektrycznością.- odpowiedziała.
- Ach, więc zarezerwuję dla ciebie stanowisko posłańca.- powiedziałem po chwili namysłu.- Więc witaj w Ukrytych!


Maddelyn? Słabo mi wyszło :v

24 sierpnia 2015

Posłaniec Maddelyn!


Maddelyn

Pseudonim: Mad, Maddie
Wiek: 2 lata 6 miesięcy
Płeć: Wadera
Rasa: Zmora Elektryczna
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Szczeniak, w przyszłości posłaniec.
Urodziny: Lato
Towarzysz: Grumpy
Charakter: Mad jest waderą radosną, zawsze skorą do zabaw, ale przy tym inteligentną, oraz potrafiącą zachować spokój. Właśnie dzięki tym cechą zaczęła działać w służbach dyplomatycznych, i została posłanką. Jej ulubioną bronią są słowa  tutaj pierwsze miejsce zajmuje sarkazm, który został jej wielką miłością odkąd tylko go poznała) ale sprawnie posługuje się także swoimi mocami. Nienawidzi lizusów, oraz tak zwanych "kabli". Bardzo ceni sobie hart ducha, oraz lojalność. Przy przyjaciołach jest miła, czarująca oraz wesoła, jednak przy nieznajomych zachowuje się wyniośle, oraz zgrywa niedostępną. No dobra, niedostępną zgrywa zawsze. Odkąd odeszła z rodzimego zamku, zdarza jej się dostawać napadów, w których zachowuje się, jakby nie była sobą. Próbowała to wyleczyć, ale cóż... nie udało się. 
Znaki szczególne: Lodowo-niebieskie oczy, które gdy odczuwa silne emocje aż jaśnieją, często nawet ciągnie się za nimi smuga światła, co daje nieziemski efekt. 
Moc
  • Strzał. Potrafi "strzelać" energią, która gdy w kogoś trafi, wywołuje podobne rezultaty, jak gdyby uderzył w niego piorun... no, czyli doprowadza do śmierci.
Zauroczenie: Ah... nie lubi o tym rozmawiać, ale... ktoś już zajął jej serce.
Partner: Może ten ktoś kiedyś też ją pokocha...?
Rodzina: Jej matką jest Pierwsza Dama Białego Zamku, jednak Maddelyn była tylko "wpadką", i jej matka nie przywiązała się do niej za bardzo, właściwie to z wzajemnością. Ojca nigdy nie poznała.
Inne zdjęcia: -
Sterujący: Wrenegade